Co się psuje w silnikach Diesla?
Stare diesle, produkowane mniej więcej do połowy lat 90. XX w., często były powolne, a to, co wylatywało z ich rur wydechowych, bardziej szkodziło środowisku niż smog wiszący ostatnio nad Warszawą. Potem nadszedł czas wtrysku common rail, masowo stosowanego turbodoładowania, zaawansowanych układów oczyszczania spalin i coraz wyższej mocy wyciskanej z litra pojemności. Nowoczesny diesel stał się dzięki temu szybki, bardzo oszczędny, czysty i... awaryjny.
Stare diesle, produkowane mniej więcej do połowy lat 90. XX w., często były powolne, a to, co wylatywało z ich rur wydechowych, bardziej szkodziło środowisku niż smog wiszący ostatnio nad Warszawą. Potem nadszedł czas wtrysku common rail, masowo stosowanego turbodoładowania, zaawansowanych układów oczyszczania spalin i coraz wyższej mocy wyciskanej z litra pojemności. Nowoczesny diesel stał się dzięki temu szybki, bardzo oszczędny, czysty i... awaryjny.
Przyczyn takiego stanu rzeczy jest co najmniej kilka. Po pierwsze, wysoki stopień zaawansowania technicznego. Żeby współczesny diesel mógł spełnić normy czystości spalin, musi być wyposażony w niezwykle skomplikowany i nierzadko delikatny osprzęt.
Po drugie, wady konstrukcyjne, będące z reguły wynikiem zbytniego pośpiechu podczas projektowania. Wyścig zbrojeń trwa w najlepsze i nikt nie ma czasu na dokładne sprawdzenie wytrzymałości nowego silnika – niech przetestują to klienci.
Po trzecie, niekorzystne warunki eksploatacji: częściowo to wina samych producentów, zalecających absurdalnie długie interwały między wymianami oleju, częściowo użytkowników, którzy nie potrafią obchodzić się z nowoczesnym dieslem.
I wreszcie, po czwarte, specyfika polskiego rynku. Nie jesteśmy jeszcze społeczeństwem tak bogatym, jak – dajmy na to – Niemcy, w związku z tym wielu kupujących jest skazanych na samochody z importu, a w tym wypadku setki tysięcy kilometrów przebiegu to w zasadzie norma. Diesle coraz mniej kojarzą się więc z oszczędzaniem, a bardziej – z wydatkami.